» Recenzje » Żywe Trupy #12: Życie pośród Nich

Żywe Trupy #12: Życie pośród Nich


wersja do druku

Kolejna cisza przed burzą

Redakcja: Maciej 'Repek' Reputakowski

Żywe Trupy #12: Życie pośród Nich
Co mogą zrobić autorzy serii, która w polskim wydaniu dobiła do dwunastego tomu? Czy mogą czymś jeszcze zaskoczyć czytelnika? Czy kolejny tom Żywych Trupów jest wyhamowaniem akcji, słabszym momentem serii, czy ma w ogólnym projekcie historii inne, swoje z góry wyznaczone miejsce?

Po dramatycznych wydarzeniach tomu poprzedniego w serii musiało nastąpić chwilowe zwolnienie. Tego typu zabiegi pozwalają autorom zmieniać tempo, w tym przypadku, straszenia, i utrzymywać stałe zainteresowanie czytelnika. Taki jest właśnie tom dwunasty, rozpoczynający się sceną, w której Rick wraz z synem i resztą grupy poszukują jedzenia. A zatem zaczyna się tak, jak gdyby w poprzednim numerze nic się nie stało, a pamiętamy, że działo się wiele. W związku z tym stosunkowo szybko Rick zadaje swojemu synowi pytanie: "dlaczego zabiłeś Bena?".

Zaskakująca jest odpowiedź Carla. Odpowiada, jak dorosły, że musiał wziąć na siebie odpowiedzialność, której nie potrafili ponieść ani jego ojciec, nieformalny przywódca grupy, ani Abraham, drugi najsilniejszy w grupie człowiek. Carl dojrzał szybciej, niż inne dzieciaki, bo dorastał w zupełnie innych warunkach. Sytuacja wymusiła na nim zachowania niezbędne, aby przeżyć. Zdaje się być wytworem nowego świata, innego z racji wieku prawie nie zna. Jednak w przeciwieństwie do Bena, który zabił wcześniej swojego brata bliźniaka, Carl jeszcze widzi granicę swoich zachowań, wie, kiedy przestać.


Sen zombiaków

Grupa nadal podąża w stronę Waszyngtonu. Pada w końcu odpowiedź, czy miasto jest ziemią obiecaną. Dowiadujemy się również więcej o naukowcu.

Na scenie pojawia się też nowa postać, Aaron. Co to może zwiastować? Kłopoty? Być może w dłuższej perspektywie, gdyż tak naprawdę Aaron przynosi wieści, które dla naszej grupy wydają się dosyć obiecujące. Ale czy jej członkowie są gotowi na ich przyjęcie? Takie zawiązanie akcji zdaje się wskazywać na szykowane przez autorów piekło. Wszak na tym polega ta seria – zwolnić, przyspieszyć, uśpić i znów zaskoczyć. Czytelnik jest wprowadzany przez autorów w swego rodzaju półsen. Zombiaki też pozostają w takim półśnie, ale kiedy atakują, robią to skutecznie i krwawo.

Tom dwunasty ponownie przekonuje, że zombie są w historii tłem. Komiks coraz mocniej dotyczy spraw ludzi. Walka z zombie staje się tylko jednym z elementów ich świata, tego nowego, który muszą stworzyć i w którym przyjdzie im żyć. Symptomatyczne jest tutaj manifestowanie znużenia członków grupy zabijaniem zombie. Kolejne żywe trupy giną być może na pierwszym planie rysunku, ale w tle ważniejszych dla grupy spraw, jak na przykład zdobywanie jedzenia.


Uwierz w polityka

Konstrukcja scen, w których Aaron próbuje zdobyć zaufanie grupy, jest podejrzanie spokojna. Czyżby szykowało się coś na miarę kolejnego Woodbury, a na scenę miał wkroczyć kolejny gubernator? Czy nowe okoliczności zmienią naszych bohaterów? Sytuacja, z którą przyjdzie się im zmierzyć przypomina trochę wyścig. Zwyciężą w nim silniejsi i bardziej inteligentni lub zaradni, Być może zatem plaga zombie jest dla uczestników dramatu właśnie taką próbą sił i charakterów na drodze odbudowy świata, który kiedyś istniał?

Mocnym punktem tomu jest spotkanie z kongresmenem Douglasem Monroe’em. Jego przemowa, poza ekranem telewizora, jest szczera i odbywa się bez skrywania emocji. To może przerazić, kiedy pomyślimy sobie, że zgadzamy się z politykiem. Przekraczamy połowę albumu, a nadal brak wyraźnego punktu kulminacyjnego...


Lustereczko, lustereczko, powiedz...

W serii zdarzały się już tomy, w których panował spokój, przerywany nagle jakimś jednym mocnym uderzeniem. Były też takie, w których wykres emocji był idealną sinusoidą. Życie pośród nich pod tym względem zaskakuje. Sceny masakr zombie nie odgrywają w zasadzie żadnej roli. Czytelnik nie zostaje poddany skokom napięcia. To jedno tąpnięcie, na które czeka się przez cały album, nadchodzi, ale w formie całkowicie innej, niż dotychczas. Zapowiada jakiś dramat, który zapewne poznamy w pechowym (?) tomie trzynastym.

W całym albumie wyczuwa się jednak spore napięcie. Czytelnik, przyzwyczajony do tego, co seria może zaoferować, jest podejrzliwy wobec najmniejszych gestów postaci, najbardziej niepozornych sugestii. Autorzy sprytnie zagrali tutaj na paranoi, którą buduje czytelnik. Odbiorca sam siebie straszy. Doprowadzenie go do takiego stanu jest osiągnięciem na miarę mistrzów horroru. Ale nawet i bez bagażu dwunastu przeczytanych tomów jest coś niepokojącego w tym, co serwują nam twórcy. Być może teraz okaże się, kto tak naprawdę jest zły?
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


7.5
Ocena recenzenta
7.5
Ocena użytkowników
Średnia z 7 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Żywe trupy #12: Życie pośród Nich
Scenariusz: Robert Kirkman
Rysunki: Charlie Adlard
Wydawca: Taurus Media
Data wydania: luty 2011
Liczba stron: 144
Format: 17x26 cm
Oprawa: miękka, kolorowa
Papier: kredowy
Druk: czarno-biały
Cena: 43 zł
Wydawca oryginału: Image Comics



Czytaj również

Czas kończyć?
Dwadzieścia zakończeń na dwadzieścia numerów, czyli rzecz o Żywych Trupach
Żywe Trupy. Tom 3 i 4 (audiobook)
Szybko, mocno i głośno
- recenzja
Żywe trupy. Tom 1 i 2 (audiobook)
Zmarli ożywają w audio
- recenzja
Żywe trupy #15: Odnajdujemy siebie
Miarka się przebrała
- recenzja
Marvel Zombies #1
Bohaterowie nieumierają
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.