Zostawiając powidok wibrującej czerni
Dodał: Paweł 'Singer' NiećkoMają na liście życzeń: 1
Mają w kolekcji: 2
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 2
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Scenariusz: Daniel Chmielewski
Rysunki: Daniel Chmielewski
Wydawca: Timof i cisi wspólnicy
Data wydania: luty 2008
Liczba stron: 96
Format: 17,5x25 cm
Oprawa: miękka, kolorowa
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały
Cena: 22 zł
%DANE%
Każda postać w tej historii może być przedstawiona jako najważniejsza, jako lepsza lub gorsza, dobra albo zła - powiada jeden z bohaterów. Choć właściwie powinien powiedzieć – Każda postać w Historii. Po prostu. Nie tej, ani tamtej. Drugie problematyczne sformułowanie w powyższej wypowiedzi – "m o ż e być". Gdyby był jeden arbiter decydujący o ładzie na Ziemi, wszystko byłoby proste. Niestety jest inaczej. Każdy chce być arbitrem – siebie i świata. Wynik jest taki, że nie ma arbitrów, bo każdy gra o swoje.
A czy pisarz ma prawo przedstawiać swoje postaci jako lepsze albo gorsze? Czy jeśli tego nie zrobi, jeśli nie zaznaczy pewnej dominanty etycznej, czy spełnia swoją funkcję? Powidok nie jest komiksem sensu stricte. Jest esejem o wszelkich obliczach komunikacji międzyludzkiej. Choć daleki jest od surrealistycznego snucia się, nie zamyka się w prostej narracyjnej konstrukcji. I przede wszystkim - rozmawia z odbiorcą. Na jego poziomie, niezależnie jaki by był – o władzy, kulturze (która jest próbą zawładnięcia nad światem), religii (która jest owocem kultury) i związkach (które zależą od wiary, kulturowych uwarunkowań i władzy nad sobą nawzajem).
Z kawiarni, w której do jednego stolika zasiadają Gombrowicz i Święty Piotr, Kundera i Bill Hicks, musi być ciekawy widok. A jeśli spojrzy się na najdrobniejsze szczegóły za oknem, jeśli wystarczająco dokładnie będzie się w nie patrzyło, powstanie zapewne powidok, który wibrował będzie jeszcze długo. I miejmy nadzieję, że wbrew tytułowi tego komiksu - nie czernią.
Źródło: Daniel Chmielewski