» Teksty » Artykuły » Wilson

Wilson


wersja do druku

Wilson, co z ciebie wyrosło?

Redakcja: Maciej 'Repek' Reputakowski

Wilson
Tłumaczenie: Kuba Jankowski

Choć nie jest to pierwsza "książka" Daniela Clowesa z jedną spójną linią narracyjną skoncentrowaną na jednej postaci lub małej grupie postaci, to jednak po raz pierwszy przedstawia materiał, który nie ukazał się wcześniej w magazynie Eightball (wydawanie tego magazynu zakończono) czy też innych pismach. Jednakże, w przeciwieństwie do komiksów Ghost World czy Niczym aksamitna rękawica odlana z żelaza, ten komiks ze względu na fragmentaryczność oraz zastosowanie całego arsenału rejestrów stylistycznych i figuratywnych, bardziej przypomina Ice Haven. Również intryga, rozgrywająca się w świecie przedstawionym jest dużo bardziej jednorodna. Można by rzec: egoistyczna, solipsystyczna, egocentryczna.

Tak właśnie można scharakteryzować Wilsona. Jako jednostkę samotniczą, patetyczną, odrażającą, nienawistną i irytującą. Czyli ludzką, nazbyt ludzką. A może nawet gorzej niż "ludzką". Moglibyśmy rzec, że Wilson jest jednostką społeczną, która nie nauczyła się trzymać języka za zębami, nie rozwinęła mechanizmów psychospołecznych, które czynią z nas dobrych obywateli. Możemy nazwać te mechanizmy "dobrymi manierami", "hipokryzją" czy "rozwagą". Jeśli Wilson ma już coś do powiedzenia, to z pewnością to powie. Można mieć wątpliwości, czy to przejaw całkowitej swobody, czy też jego dogłębnej głupoty.

Fakt, że Wilsonem może stać się każdy z nas, jeśli nie będzie postępować ostrożnie, osiąga wymiar karykaturalny. Ile razy dziennie mamy ochotę posłać kogoś do stu diabłów, kogoś innego zwyzywać, jeszcze inną osobę uderzyć za totalną głupotę, a jakiegoś artystę poturbować za wygłaszane banały? Ale nie robimy tego, powstrzymuje nas samokrytyka i chęć życia w społeczeństwie, bycia częścią tego społeczeństwa. Dobrze, że istnieje umiar. Wilson go nie zna. Jest zaktualizowaną wariacją Pan Naturalnego Roberta Crumba. Z tą różnicą, że tam, gdzie osoba Papy undergroundu była sarkastyczna kosztem śmiesznego Flakey’a Foonta, Wilson jest raczej okrutny i obdziela swoją żółcią wszystkich dookoła. Oczywiście powodem, co przeczuwamy, jest całkowity brak pewności siebie, w przeciwieństwie do guru Crumba, który tą pewnością siebie, determinacją i siłą sugestii promieniował. Wilson systematycznie się przed tym broni, przekształcając swoje słabości w ataki, ale ostatecznie sam siebie pogrąża w ogólnej nędzy.

Clowes stworzył postać całkowicie pozbawioną cech, które czyniłyby ją prawdziwie ludzką, a zatem zdolną do empatii. W moim odczuciu nie istnieją aspekty, które by nas w Wilsonie poruszały, czy sprawiałyby, że zasługiwałby na naszą sympatię. Nawet kiedy okazuje smutek czy wyrzuty sumienia, przeczuwamy, że przemawia przez jego zachowanie niezwykły egoizm, albo też mamy jasność, co do prawdziwego powodu jego samopoczucia. Nie dowiadujemy się o nim niczego konkretnego – jaki ma zawód? Zainteresowania? Czym wypełnia sobie czas, kiedy nie maltretuje bliźnich? Wszystko wskazuje na to, że nie ma przyjaciół w żadnym znaczeniu tego słowa. Tylko okoliczności, w których się znajduje, zdają się wskazywać na istnienie jakichś "związków": umierający ojciec, porzucona eksżona, córka, o której istnieniu nic nie wiedział, krewni eksżony, którzy zasłużenie go nie znoszą. Jest jeszcze suczka, która, nie znając go, z całą pewnością byłaby szczęśliwsza.

Do tej pory Daniel Clowes zawsze skupiał się na postaciach „przegranych” jeśli chodzi o oczekiwania towarzyskie i finansowe, a przede wszystkim emocjonalne, zawsze jednak chciał pokazać, że tak naprawdę to one właśnie są filarami moralnymi i ludzkimi w społeczeństwie pozornie skoncentrowanym na takich "wartościach" (kwestionowane wymówki dla pewnych zachowań, powierzchowne zachowania, materialne żądania, egotyczne i pozbawione szacunku traktowanie prawdziwie "innych"). W ten sposób nawiązywała się pewna nić sympatii na linii bohater – czytelnik. Wilson nie jest takim przypadkiem, a jego samotność nie ma szans wywołać u czytelnika po odłożeniu komiksu empatii.

I właśnie dzięki temu, autorowi udaje się stworzyć dzieło istotne. Na ile możliwe jest eksplorowanie zgryźliwości ludzkiej? Do jakiego stopnia jesteśmy w stanie czytać o zdolności ludzkiej do egoizmu i okrucieństwa wobec otoczenia? Czego uczymy się, eksplorując małostkowość? W pewien sposób morał, a nawet całkowity brak moralności oraz wizja społeczna Wilsona przypomina nam pozycje etyczne, które ujawniają się w krańcowych doświadczeniach z innych dziedzin. Na przykład, w narracji Notatek z podziemia (1864) Dostojewskiego czy w filmie Családi tüzfészekż (1979) Beli Tarra.

Wcześniej wspomniałem o zróżnicowanych rejestrach w odniesieniu do stylu. Przyglądając się wielu twarzom Wilsona, stwierdzimy, że również strony komiksu zostały narysowane zróżnicowanymi stylami, od realistycznych i cieniowanych do schematycznych i wystylizowanych, zahaczając również o strategie z uznanych gatunków humorystycznych komiksu ("big foot", "cute", "screwball", à la Nick Bertozzi). Co Clowes chciał w ten sposób osiągnąć? Wizję pryzmatyczną, zróżnicowaną, płynną, tej samej grupy postaci czy jednej postaci w podzielnym świecie, której percepcja jest wyznaczana przez zróżnicowane i subiektywne zasady? Przemiany woli pod naporem okoliczności (stwarzamy siebie codziennie na nowo, nakładając inne maski)? Pokazać sposób stawiania czoła światu współczesnemu, na który kładzie się cieniem "paradoksalna szczęśliwość" Lipovetsky’ego (coraz większa konsumpcja, coraz mniejszy kontakt między jednostkami), za pomocą nadaktywności czy hiperosobowości (style, głosy, gatunki)?

Clowes nie działa w ramach hipotetycznej ewolucji, co możemy zauważyć, kiedy śledzimy dorobek jednego autora, rozwijany przez lata. Co więcej, istnieje pewien rozdźwięk między ponurymi patetycznym tonem wszystkich tych historii, ich rytmu, rysunku, który przebiega ogromne spektrum, nawet chromatyczne. W komiksie możemy przywołać jeszcze jedną perspektywę. Clowes poniekąd robi przegląd (fantazmatycznie, potencjalnie) całej historii gatunków komiksowych, przede wszystkim pasków komiksowych, od najsławniejszych do najmniej znanych, od najładniejszych do najbardziej obleśnych (mieszanki Fistaszków i Beetle Bailey, Blondie i Garfielda). Sięga po ich komediowość i stereotypy tych prac, wydobywając z nich najgłębszą samotność i smutek ludzki, najniższe pokłady patetyczności tych postaci. Podaje to wszystko czytelnikowi wyczyszczone, wysublimowane, pod postacią Wilsona. Wilson jest kumulacją tych wzorów postaci, wyabstrahowanych z komedii sytuacyjnej, przebudzonych z gatunkowego snu. Jest tworem karykaturalnym.

Jest to w pewnym sensie wariacja projektu Garfield minus Garfield, choć stworzona przy pomocy bardziej rozwiniętych i silniejszych narzędzi. Każda strona działa jak mini opowieść, ma swoją linię stylistyczną, tytuł i puentę. Łatwo wyobrazić sobie, że Wilson mógłby być tworzony strona po stronie, w rytmie wcześniejszej publikacji w prasie (jeśli ta by zniosła tę postać), klasycznie. O ile pierwsze strony zdają się zaledwie krążyć wokół zderzeń Wilsona z przypadkowymi figurantami, o tyle z czasem wątki się zagęszczają. Najpierw zwiększa się liczba odniesień do przeszłości rodzinnej, które szybko kierują Wilsona na ścieżkę poszukiwania szczęścia, którą Wilson rozumie jak źle pojęte samozadowolenie, komfort kontaktów z pół tuzinem osób, wybranych, aby być dla niego krzywym zwierciadłem. Najpierw chce odnaleźć byłą żonę, potem córkę, o której istnieniu nawet nie wiedział. Nie wszystko idzie dobrze, odbywa się to na zasadzie rekompensaty i kary.

Czy Wilson zasługuje na swój los czy też nie, to właśnie w jego głowie rodzi się przekonanie, że to on ma rację i że to on wychodzi z sytuacji zwycięsko. Pozwólmy mu na to.


Daniel Clowes, Wilson, Drawn&Quarterly, Montreal 2010

Tekst oryginalnie ukazał się w języku portugalskim na blogu autora lerbd.blogspot.com 19 maja 2010
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Ghost World
Przyjaźń, która była duchem
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.