» Recenzje » Vreckless Vrestlers #0, #1 i #2

Vreckless Vrestlers #0, #1 i #2


wersja do druku

Pulpowa wolna amerykanka

Redakcja: Kuba Jankowski

Vreckless Vrestlers #0, #1 i #2
Schyłek lat 80. i pierwsza połowa lat 90. to był najlepszy czas. Zwłaszcza – a może pod warunkiem – jeśli było się wówczas beztroskim kilkulatkiem. Nie tylko dlatego, że istotnych codziennych zobowiązań nie istniało zbyt wiele, co chwilę później drastycznie przerwały szkolne obowiązki, ale przede wszystkim dlatego, że – nazwijmy rzecz szumnie – teksty kultury, które wówczas kształtowały podatne umysły dzisiejszych trzydziestolatków, wydawały się funkcjonować poza jakimikolwiek normami poprawności politycznej i unikać jakiejkolwiek kontroli wychowawczej cenzury. Tak przynajmniej wynika z niekompletnych strzępów wspomnień ukrytych gdzieś w najdalszych zakamarkach mojej skołatanej rzeczywistością świadomości. Z nostalgią wspominam tamte piękne chwile. Podobną nutkę tęsknoty wyczuwam w komiksowej twórczości Łukasza Kowalczuka.    

Telewizja, automaty i punkrock

Pełne przemocy animacje spod znaku Wojowniczych Żółwi Ninja, Motomyszy z Marsa czy Tygrysiej Maski, fatalnie zdubbingowane filmy karate na kasetach VHS z Brucem Lee lub Chuckiem Norrisem w rolach głównych i satelitarne retransmisje widowiskowych walk amerykańskich zapaśników komentowane w języku niemieckim to zasadnicze elementy codziennej dawki kultury przeciętnego kilkulatka wychowującego się na przełomie lat 80. i 90. W przerwach czas wolny skutecznie wypełniały rozpikselowane strzelanki na automatach i nieskomplikowane bijatyki na prostych komputerach, zabawy plastikowymi figurkami bohaterów komiksów i kreskówek z ruchomymi kończynami oraz autentyczne walki na osiedlowym boisku z obowiązkowym wykorzystaniem śmiercionośnych ciosów podpatrzonych od wielkich mistrzów kina kopanego.

Dekadę później większość aspektów tworzących nie tak odległą przecież rzeczywistość przymusowo trafiło do lamusa, jako rozrywki nieprzystające szanującemu się nastolatkowi. Kiczowate znaki lat 80. i 90. w trybie niemal natychmiastowym zostały wyparte przez opowiadania przedrukowywane w fantastycznonaukowej prasie, kserowane ziny komiksowe kupowane za resztki pieniędzy po hardcorowych koncertach na squatach, punkową muzykę odtwarzaną z przegrywanych kaset na rozpadającym się magnetofonie, realizowane tradycyjnymi metodami produkcje science fiction pełne praktycznych efektów specjalnych, konkretnie unurzane we krwi i wnętrznościach półamatorskie horrory oraz niskobudżetowe slashery, a także regularne turnieje Tekkena rozgrywane w obskurnych salonach gier.

Sentymentalna podróż do podziemi

Kiedy podczas pierwszej edycji festiwalu komiksu niezależnego Złote Kurczaki 2013 we Wrocławiu wziąłem do ręki pierwszy – a właściwie zerowy – numer Vreckless Vrestlers te wszystkie reminiscencje wróciły do mnie w jednej chwili. Na ostateczny kształt zakrojonego na szeroką skalę komiksowego projektu Łukasza Kowalczuka w sposób naturalny składa się natłok kreskówkowo–filmowych wpływów i komiksowo–growych naleciałości wyniesionych z dwóch ostatnich dziesięcioleci XX wieku oraz bagaż doświadczeń związanych z aktywną działalnością muzyczną i komiksową na scenie hc-punk przypadającą na pierwszą dekadę XXI wieku. Każdy kolejny zeszyt z serii Vreckless Vrestlers przynosi brawurową galerię postaci wydobytych z najodleglejszych zakątków czasoprzestrzeni, bezpardonowe zmagania na śmierć i życie w ringu oraz brutalnie undergroundową estetykę realizacji na płaszczyźnie merytorycznej i graficznej.

Fabuła komiksów z serii Vreckless Vrestlers nie jest zbyt skomplikowana, a wręcz pretekstowa. Najsilniejsza federacja wrestlingu wszechczasów została stworzona przez tajemniczego typa spod ciemnej gwiazdy, znanego w półświatku jako The Manager. Jako początkujący koordynator małej ligi zapaśniczej w niewyjaśnionych okolicznościach wszedł on w posiadanie wehikułu umożliwiającego podróże w czasie i przestrzeni, dzięki któremu może swobodnie werbować do zawodów największych zakapiorów będących przedstawicielami różnych ras. Podczas odbywającego się w roku 3067 w Excelcior City na planecie Excelcior 59. Międzywymiarowego Turnieju Zapaśniczego w ringu staną Spike Lee, Barbarica, Crimean Crab, Flatwoods Monster, Vegan Cat, Sergeant Reptilion, The Eye oraz Original Hippie Killer. Mimo że każdy z zawodników do Exelcior Areny został sprowadzony z innego czasu i innej rzeczywistości, wszyscy chcą zostać niekwestionowanym czempionem ligi, w której jedyną zasadą jest brak jakichkolwiek reguł. Po prostu trzeba pokonać wroga.

Walcz, nie gadaj!

W stanowiącym rozbudowany wstęp do historii zeszycie zerowym Manager wyruszył w transwymiarową podróż w celu rekrutacji najbardziej bezwzględnych zawodników, którzy wezmą udział w turnieju, aby zdobyć mistrzowski pas. Kolejne dwa zeszyty serii, oznaczone numerami #1 i #2, zawierają relacje z walk ćwierćfinałowych. The Eye – zmutowany nurek na usługach radzieckiej floty – mierzy się z uzbrojonym w śmiercionośne szczypce Crimean Crabem. Flatwood Monster – śmierdzący zwiadowca nieznanej rasy – próbuje swoich sił w starciu z promującym wegańską dietę i negatywnie nastawionym do używek człekokształtnym Vegan Catem. Barbarica – hermafrodytyczna córka Odyna obdarzona imponującym zarostem – staje do pojedynku z Original Hippie Killerem – zadziornym chuliganem z polskiego blokowiska kibicującym jednej z trójmiejskich drużyn piłkarskich. Spike Lee – wytatuowany w smoki przywódca jednego z największych chińskich gangów na Zachodnim Wybrzeżu – wchodzi na ring z Sergeantem Reptilionem – odzianym w żołnierski mundur jaszczurem dowodzącym elitarną jednostką postapokaliptycznych gadów.

Komiks jest dynamiczną opowieścią o wojownikach, stąd jego plansze Łukasz Kowalczuk wypełnił przede wszystkim emocjonującymi pojedynkami. Nie ma tutaj miejsca na dialogi, bo zapaśnicy walczą, a nie rozmawiają. Agresja buzuje wprost z trzewi wszystkich zawodników, ich mięśnie naprężają się do granic możliwości, mordercze ciosy padają permanentnie i precyzyjnie, czerwona posoka leje się strumieniami, nieczyste zagrywki nie są zabronione, każda walka kończy się widowiskową śmiercią jednego z przeciwników, a rykoszetem oberwać może również sędzia czy postronny widz. Jednocześnie autor nie ogranicza fabuły do poziomu bezmyślnej wymiany zabójczych razów, a każdy epizod zwieńczony jest zaskakującym twistem fabularnym, zabawną historyjką na drugim planie lub humorystycznym smaczkiem dla spostrzegawczych odbiorców. Słowem: bezpretensjonalna rozrywka na wysokim poziomie. 

Sukces w cartoonowym stylu

Specyficznie uproszczona, bardziej rzemieślnicza niż artystyczna, kreska Łukasza Kowalczuka znakomicie oddaje atmosferę ocierającej się o absurd opowieści, a jednocześnie wiele plansz zostało urozmaiconych ciekawymi zabiegami formalnymi wzbogacającymi narrację. Czarno-biały komiks pod względem graficznym zdecydowanie wpisuje się w punkową stylistykę, znaną doskonale ze wcześniejszych produkcji trójmiejskiego twórcy publikowanych na łamach zina Nienawidzę Ludzi. W takim ujęciu zwracające uwagę rysunkowe niedoróbki w niektórych kadrach i ogólne wrażenie tworzenia kolejnych sekwencji w nadmiernym pośpiechu stają się wartością. Vreckless Vrestlers można odczytywać jako swoisty pastisz popularnych komiksów reklamujących limitowane kolekcje figurek. Uwagę zwracają szczegółowe charakterystyki i współczynniki poszczególnych postaci przed ich starciami, rysunkowe dodatki w postaci łamigłówek, labiryntów i wykreślanek, dołączone do każdego zeszytu naklejki z bohaterami oraz plansza z miejscami na ich wklejanie.  

Wydawana własnym sumptem, pozbawiona numeru ISBN i tworzona głównie dla własnej satysfakcji seria Vreckless Vrestlers dość niespodziewanie stała się flagowym produktem eksportowym rodzimego komiksu. W wersji cyfrowej publikuje ją największy na świecie serwis z e-komiksami ComiXology, a sukcesywnie mają pojawiać się wersje francuska, niemiecka i hiszpańska. Planowane są również ekskluzywne wydania zbiorcze oraz kolekcjonerskie figurki głównych bohaterów. Starannie wyselekcjonowani recenzenci na całym świecie autentycznie zachwycają się, szczerze chwalą i gorąco polecają kolejne zeszyty sygnowane nazwiskiem Łukasza Kowalczuka, co pozwala mu spokojnie odcinać kolejne kupony od sławy i przeliczać pojawiające się na jego koncie wpływy w różnych walutach. A przynajmniej tego mu życzymy.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


8.0
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Vreckless Vrestlers #2A
Scenariusz: Łukasz Kowalczuk
Rysunki: Łukasz Kowalczuk
Tusz: Łukasz Kowalczuk
Wydawca: Niezależne
Data wydania: 8 sierpnia 2014
Liczba stron: 24
Format: A5
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały
Cena: 10 zł
Wydawca oryginału: Niezależne
Data wydania oryginału: 8 sierpnia 2014



Czytaj również

Kaijoe
Kai Joe wkracza do akcji
- recenzja
Comics That Should Happen
Komiksy, których nie było...
- recenzja
Vreckless Vrestlers #3
Wrestlingowe trzęsienie ziemi
- recenzja
V MFKK Ligatura 2014
Festiwal o smaku jabłkowym
- recenzja
Złote Kurczaki 2013
Bez numeru ISBN
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.