» Recenzje » Batman i Robin. Cudowny Chłopiec

Batman i Robin. Cudowny Chłopiec


wersja do druku

Nigdy nie ufaj gwiazdom!

Redakcja: Maciej 'Repek' Reputakowski

Batman i Robin. Cudowny Chłopiec
Frank Miller i Jim Lee – to nie mogło się nie udać! Tak, też tak myślałem...

Rok pierwszy i Powrót Mrocznego Rycerza zapisały się w niekrótkiej historii komiksów o Nietoperzu złotymi zgłoskami, na zawsze przytwierdzając mu etykietę "bohatera dla dorosłych", a scenarzyście Frankowi Millerowi gwarantując zasłużoną sławę. Tym większe jest zaskoczenie czytelnika, który czytając Cudownego Chłopca co stronę wybałusza oczy i z niedowierzaniem pyta "dlaczego?!".

Wszystko zaczyna się jak album ze szkicami Manary. Vicky Vale eksponuje krągłości, prezentuje przykrótkie fikuśne szmatki, koronki i wstrętne klapko-pantofle z puchowym pomponikiem. Zaraz potem jesteśmy już w cyrku, giną rodzice akrobaty Dicka Graysona, nawalanka, pościg i koniec pierwszego rozdziału. Tragicznej historii, która ulepiła z gniewu postać Robina, poświęcił Miller mniej uwagi niż cyckom drugoplanowej bohaterki, która w dalszej części albumu nie pojawia się już ani na moment. To pierwszy sygnał alarmowy.

Zaraz potem podobnie dzieje się z Black Canary, która w wersji Millera jest naśladowczynią Batmana. Pracuje w barze i musi znosić zaloty zapijaczonej klienteli. Któregoś dnia miarka się przebiera i bohaterka wyrusza na ulice, by zaraz potem poznać Nietoperza osobiście. Jej psychologia jest zupełnie niewiarygodna, nawet z uwzględnieniem typowych dla głównonurtowych historyjek o superherosach uproszczeń. Znowu trudno oprzeć się wrażeniu, że bohaterka pojawia się tylko po to, żeby zaprezentować na swoim idealnie klepsydrycznym ciele fetyszystyczne gadżety w postaci kabaretek, body i pirackich butów.

A co z głównym bohaterem?

Batman przeszedł kolejny lifting. Stał się bardziej brutalny, wręcz psychopatyczny. Nie widzi swojej misji jako krucjaty przeciwko złu. To dla niego rozrywka. Niezbędny do życia narkotyk. Otwarcie nazywa siebie kryminalistą i rajcuje go strach, który wzbudza w swoich przeciwnikach. To wszystko wydaje się ciekawe, ale infantylne dialogi i poszarpana, zupełnie chaotyczna narracja i przesadne eksponowanie przemocy przetykanej seksem pogrzebie każdą, nawet najgłębszą głębię.

Jim Lee zrobił swoje. Narysował fanaberie Millera w najlepszym stylu gatunku. Jego bohaterki są jak seks-boginie, walki ociekają potem i krwią. Może Gotham zabrakło bardziej nastrojowych scenerii, ale poziom Lee jest dla wielu innych i tak nie do osiągnięcia. Szkoda tylko, że rysownikowi nie było już nawet czego ratować.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


3.5
Ocena recenzenta
5.65
Ocena użytkowników
Średnia z 13 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 5
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Batman i Robin. Cudowny Chłopiec
Scenariusz: Frank Miller
Rysunki: Jim Lee
Wydawca: Egmont Polska
Data wydania: listopad 2009
Tłumaczenie: Jarosław Grzędowicz
Liczba stron: 240
Format: B5
Oprawa: twarda, kolorowa
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Cena: 89 zł
Wydawca oryginału: DC Comics



Czytaj również

Batman/Spawn
Piekło w Gotham
- recenzja
Batman. Detective Comics #1000
To już 1000 numerów Detective Comics!
- recenzja
Sin City #4: Ten żółty drań
Miller w mistrzowskiej formie
- recenzja
Superman – Rok pierwszy
Młodzieńcze lata Supermana
- recenzja
Sin City #2: Damulka warta grzechu
W szponach złej kobiety
- recenzja
Powrót Mrocznego Rycerza: Ostatnia krucjata
Gdzie Joker nie może… Joker wszędzie może…
- recenzja

Komentarze


Repek
   
Ocena:
0
Mam strasznie ambiwalentny stosunek do tego komiksu.

Millera bardzo zawsze lubiłem za zabawę z różnymi konwencjami i rewizje archetypicznych wizerunków bohaterów, beacon przywołuje zresztą najważniejsze dokonania [dodałbym jeszcze Sin City jako nowe podejście do noir]. Słabości All Stara upatrywałbym jednak bardziej w tym, że do rysowania B&A wybrano Jima Lee. I nie chodzi mi o to, że rysunki są słabe [nie jestem fanem Jima, ale to świetna mainstreamowa robota]. Po prostu nie pasują do parodystycznego [w kilku rozdziałach, np. z Green Lanternem, wręcz otwarcie] stylu Millera.

Trochę to wygląda tak, jakby Miller chciał robić DKR3 czy 4, ale dobrał sobie [lub mu dobrali] rysownika, który niezbyt do niego pasuje. I połączenie zupełnie nie wypaliło. Może Frankie powinien już dać sobie spokój z rewidowaniem wizerunku superbohaterów i robić jakieś inne rzeczy?
13-01-2010 00:49
neishin
   
Ocena:
+4
Całkowicie popieram beacona - ten komiks to żart, ale taki całkowicie nieudany. Batman, którego jedynym celem życiowym jest kopanie gothamskich glin po mordach? Całkowicie tego nie kupuje.
13-01-2010 09:17
~Ches

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Ani ja. Niestety.Szkoda kaski.
13-01-2010 12:06
~chap

Użytkownik niezarejestrowany
    @Repek
Ocena:
0
E tam. Lee to jedyna rzecz ratujaca ten komiks. Czytalem scenariusz napisany przez Millera do All Stara, w ktorym pisal co chce widziec w poszczegolnych panelach - jego pisanie siegnelo niemal dna od zlotej ery TDKR. Eh, serie All Star mialy byc odpowiedzia na Ultimate Universe Marvela, a wyszlo jak wyszlo... Miller twierdzi na dodatek, ze All Star dzieje sie w tym samym uniewrsum co jego Batman: Year One i The Dark Knight Returns, ale patrzac ba postac 'cholernego Batmana' ciezko w to uwierzyc. Linkara ma racje nazywajac go 'Szalonym Stefanem' - miano Batmana zwyczajnie nie pasuje do tej wersji mrocznego rycerza.
13-01-2010 12:44
Repek
    @chap
Ocena:
0
Patrzę na komiks jak na połączenie/wypadkową umiejętności scenarzysty i rysownika. Jak nie ma chemii, to efekt zawsze będzie mniej lub bardziej nieciekawy. I tak jest tutaj imho. Nie potrafię oglądać tego komiksu dla samych rysunków, skoro ilustrują mało przekonującą opowieść.

Miller rzeczywiście się powtarza, po raz kolejny opowiada tę samą historię. Jak wczoraj rozmawialiśmy o tym komiksie z beaconem, to ten Allstarowy Gacek skojarzył mi się z Marvem. W ogóle to Gotham jakoś strasznie sincitowe się zrobiło przez podejście Batmana niemalże na zasadzie CHWDP. Rzeczywiście strasznie to zgrzyta.

Imho mogłoby się obronić, ale tylko w przypadku gdyby jeszcze mocniej zaakcentowano offowość tej koncepcji. A tak, w mainstreamowym sztafażu to wypada imho słabo. To trochę tak jakby Pamela i Schwarzie występowali w niezależnym kinie albo krytykowali/pokazywali, jak to dzisiejszy hollywood jest nastawiony na goliznę i przemoc. Mało wiarygodne. :)

Pozdrówka
13-01-2010 12:50
~qwerty

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
To już któraś z kolei pomyłka spod ręki Millera. Pierwszy był Daredevil z Semica- wszystko do siebie nie pasuje, dialog kompletnie drętwy. A to mnie dziwi, gyż Miller jest autorem takich arcydzieł kadrowania czy fabuły ja DKR czy Ronin, lub trafnych parodii, jak Hard Boiled czy Big Guy.
13-01-2010 14:26
Repek
    @qwerty
Ocena:
0
W DD przynajmniej to się jakoś w konwencji wszystko trzymało.

A co do Ronina... najpierw długo nie mogłem wysupłać na niego pieniążków, a jak go w końcu dostałem w prezencie, to ledwo zmogłem. Jakiś straszny bełkot imho, dziwne technologiczne fantasmagorie... Nie do końca rozumiem źródło fejmu idącego przed i za tym komiksem.

Pozdrówka
13-01-2010 14:34
szelest
    ale
Ocena:
0
Przynajmniej Vicky była fajnie narysowana:P
13-01-2010 14:44
kilroy
   
Ocena:
0
wrzućcie do galerii skan z Vicky :P
13-01-2010 15:44
Repek
    Hm...
Ocena:
0
...jednak instynkt Millera tak do końca nie zawiódł. :)

Pozdrówka
13-01-2010 15:48
neishin
   
Ocena:
0
A tam instynkt Millera - raczej naprawde dobry playboyowy rysunek Lee:D
13-01-2010 15:56
Repek
    @neishin
Ocena:
0
No, ale ktoś tę sekwencję rozpisał, nie? :) I wiedział, co kogo kręci. :D

Pozdrówka
13-01-2010 15:59
~qwerty

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Przynajmniej mnie Ronin się podobał, świetny rysunek i na prawdę dobre kadrowanie, sekwencje kadrów momentami błyskotliwe, poza tym fabuła nie wydała mi się bełkotliwa. To była moja subiektywna opinia. A obiektywnie- jest to pozycja znacząca, po pierwsze dlatego że to pierwszy autorski komiks Millera, a po drugie, jeden z pierwszych komiksów, który wniósł tradycje japońskie do Amerykańskiej (pop)kultury. No i swoją drogą jest też fajnie pokolorowany ;)
13-01-2010 16:10
Repek
    @qwerty
Ocena:
0
No, właśnie - historycznie to rozumiem, te wątki są u Millera wiecznie żywe [pytanie znowu: czy wręcz nieprzeeksploatowane?]. Ale już sama opowieść jakoś mnie nie ujęła.

Pozdrówka
13-01-2010 16:23
beacon
   
Ocena:
0
@repek

Mnie tak samo. Ronin ma wg mnie głównie wartość historyczną. Sama historia jest, jak trafnie ująłeś, bełkotliwa.
13-01-2010 20:34
~qwerty

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Może ja mam do niego po prostu sentyment...
;)
Pozdrawiam
13-01-2010 21:14
   
Ocena:
0
Przecież ten komiks jest świetny. Wreszcie Batman, jakiego zawsze chciałem, który kopie wszystkich po mordach, a nie bawi się w detektywistyczne zagadki dla przedszkolaków. Ma być rozpie***** i jest, w dodatku Gotham przypomina Sin City i to na plus, a postacie kobiece są pięknie narysowane, w ogóle wszystkie obrazki w tym komiksie to uczta dla oczu. Polecam! 10/10
07-02-2010 17:37

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.