18-03-2008 21:36
Alaska on my mind
W działach: Film | Odsłony: 32
In your dreams, Fleischmann...
Kto powiedział, że wtorki są gorsze od poniedziałków? Tym razem dzień uratował nie bocian, ale łoś. Łoś zowie się Morty. Poczciwe z niego zwierzę. Tak poczciwe, że nie wyleciało z czołówki Przystanku Alaska przez sześć sezonów.
Rzeczywistość postanowiła sprawić mi prezent już parę dni temu, gdy po raz pierwszy zobaczyłem w TV reklamę nowej "gazetki do zbierania". O czymś takim marzyłem od dawna, ogladając powtórki na TVP, TVN i TVN Siedem (łącznie cały serial oglądałem już chyba cztery razy, licząc te dwa razy wieki temu, na przełomie podstawówki i LO). Sprowadzane oryginały są relatywnie drogie, a przez długi czas części sezonów nie było w ogóle. Sam nie wiem, jak jest teraz, już się tym nie przejmuję. Od dziś, raz na dwa tygodnie, wysupłam te parę złotych i full serwis 110 odcinków stanie na honorowym miejscu na mojej półce (jak już ją będę miał).
Przystanek Alaska to nie serial, na którym się wychowałem, ale serial, który wychował mnie. Niezwykła utopia w odpowiedzi na rozkrzyczany schyłek XX wieku, która spełnia swoje zadanie i dziś. Piękna szkoła akceptacji, poezji, serdeczności, humoru. Każdy odcinek był świetnie skomponowaną ucztą dla ducha i poczucia spójności tematycznej i stylistycznej. Nowa generacja seriali się chowa, a żenujące podróbki w stylu Uwaga, faceci należałoby zaorać i posypać solą.
Najlepszy serial wszechczasów. Koniec. Kropka.
Podrzucam kilka linków, żałując, że nie ma już jednego, który pozwalał wysyłać fajne Alaskowe kartki...
- Jak ktoś nie wie, o co chodzi lub np. dopiero się urodził, to parę informacji znajdzie tutaj
- Ten niestety też już padł
- Tutaj trochę od Marylin i Chrisa
- Full katalog odcinków
- I stronka, której jeszcze nie przeglądałem, ale za chwilę się tam udaję.